czwartek, 20 grudnia 2012

Frohe Weihnachten und ein gutes neues Jahr!

Kochani, bardzo chciałam Wam podziękować za wszystkie ''chwile spędzone razem''.
Czyli wszystkie komentarze, to, że czytaliście to i jakoś znosiliście moje idiotyzmy zamieszczane na tym blogu xD. Notki na razie nie będą się pojawiać, ale mam nadzieję, że od nowego roku coś tam mi się uda zamieścić.
Z tej racji, że zbliża się Wigilia i nowy 2013 rok, chciałabym Wam życzyć jak najwięcej szczęścia, mnóstwo komentarzy na Waszych blogach, Tokio Hotelowych świąt, mniej obowiązków, więcej przyjemności ;) .
Chciałabym Wam również powiedzieć, że jeżeli ten rok był udany to żeby i następny również taki był. Natomiast jeśli nie poszło Wam, tak jak do końca chcieliście, to głowa do góry! Wierzę, że wszystko Wam się uda. Potrzeba tylko planu i chęci. Ociupinka marzeń wystarczy, a przepis na dobrobyt będzie udany ;)
Spędzajcie święta przy rodzinnym gronie, zapomnijcie choć na chwilkę o problemach i stresie, obchodźcie hucznie sylwestra tak, żeby był niezapomniany. Cóż więcej mogę dodać. Do zobaczenia w nowym roku i WESOŁYCH ŚWIĄT! ;)

(Hahahaha, nie mogę z tego obrazka X'D)




Frohe Weihnachten und ein gutes neues Jahr !

niedziela, 16 grudnia 2012

Achtung! 04

Wiem, wiem, że dosyć często walę ''Achtungami'' ale cóż.. ^^
ZAWIESZAM BLOGA nie wiem na jaki okres. W między czasie zajmę się innym opowiadaniem - nie Twincestem. Tak mi ostatnio pomysł wpadł i nie mogę się powstrzymać, żeby nie spróbować :D
Tak więc, dziękuję baaaaaardzoooo wszystkim którzy to do tej pory czytali i zostawili po sobie ślad w postaci komentarza. Przepraszam za wszystkie błędy >.< (Te ortograficzne też xD) Trzymajcie się ! :3 

Achtung! 03

Baaardzo wszystkich przepraszam !!!
Sama nie pojmuję jak mogłam się wcześniej nie zorientować. Przypadkowo dodałam wersję pierwszą i na brudno 'Skrajnych Emocji 06' . Jeszcze raz bardzo przepraszam za tą wpadkę. Jutro wstawię właściwą treść odcinka, bo jest zupełnie inna i pozmieniana.

środa, 12 grudnia 2012

Nowe życie na starych zasadach. 05/??

Myślałem, że to wszystko jakieś cholerne kpiny. Przelotem spojrzałem głęboko w oczy Toma i szybko pobiegłem swojego pokoju. Od razu rzuciłem się na wielki fotel i zacząłem zastanawiać się, co zrobić, jak powiedzieć i kiedy wykonać. W wielkim skrócie, znów dotknęła mnie wielka sprzeczność myśli. Z jednej strony, byłem załamany, bo chciałem odsunąć się jak najdalej od bliźniaka. Z drugiej strony, byłem skazany na ponowny kontakt i nieuniknioną rozmowę z nim. Trochę mnie to cieszyło, bo przecież płakałem między innymi z tego powodu, że mi go brakuje. Ale jak to wszystko pogodzić? Mimo wszystko, przecież ostatecznie wybrałem opcję trzymania się mojego planu! Dlaczego? Dlaczego to wciąż mnie spotyka? Jak ja nienawidziłem takich momentów jak ten. Bo przecież niby nic takiego się nie stało, a moja dusza naprawdę nad tym bardzo ubolewała. To nawet trudno było ubrać w jakiekolwiek słowa.
Zakryłem twarz dłońmi. Czasem naprawdę chciałem stąd uciec, gdzieś daleko. Niby byłem pełnoletni i wszystko było mi wolno, ale sam nie umiałem się przed sobą przyznać, że nie potrafię! Nawet gdyby spotykało mnie tu największe gówno świata, chociaż i tak w dużej mierze byłem nim ciągle obrzucany, to po prostu nie miałbym tyle odwagi i siły na takie posunięcie.
Siedziałem tak w fotelu, cicho szlochając z bezsilności od półgodziny. Rozmyślałam praktycznie o wszystkim i o niczym. Bardziej przychyliłem się do tego miesiąca który minął tak szybko jak mrugnięcie oka. Dni strasznie szybko przepływały, przez dosłowne nic nierobienie. Szczerze mówiąc nie potrafiłbym dobrze odpowiedzieć na pytanie, co robiłem przez ten okres czasu. Po prostu nic.
Wstałem powoli z fotela i postanowiłem się trochę przygotować do nocy z Tomem. Przygotować psychicznie, oczywiście... Jakkolwiek to brzmiało, nieważne. I tak byłem już skończony.
Przez parę następnych godzin krzątałem się po pokoju. A to poukładałem trochę książek na biurku, a to poskładałem ciuchy w szafie. Robiłem dosłownie wszystko, żeby tylko nie myśleć o wieczorze. Wyjrzałem przez okno. Od dłuższego czasu czułem przytłaczającą pustkę w sobie i ogromny bałagan w głowie. Pustkę, lecz jednak ciążącą i sprawiającą mi spory kłopot, z udźwignięciem jej. To nie tylko przez te głupie zdarzenia z ostatnich kilku miesięcy. Uważam, że życie bardzo mnie przytłoczyło. Snuło swoją własną, płynną, monotonną i pozornie spokojną rzekę melodii, topiąc mnie w tym wszystkim. Żyłem z dnia na dzień i do większości rzeczy nie przywiązywałem już takiej wagi jak kiedyś. Kiedyś wszystko było moim światem, teraz świat jest mną. Wysysa ze mnie soki życia, energię... Wysysa mnie. To dość przykre, ale walczę z tym, codziennie budząc się z nadzieją na to, że moje oczy znów będą przepełnione pragnieniem marzeń i znów wyjdę na balkon płacząc, że spotkało mnie takie szczęście jak życie. Teraz tego nie było. Ten dzień chyba nigdy nie nadejdzie.
Wynurzając się z moich przemyśleń, wyjrzałem za okno i postanowiłem się trochę dotlenić, bo pogoda była ładna. Wiatr lekko obracał liście na drzewach, a niebo było już ciemne... Zresztą, dość pieprzenia. Idę tam.

***

Niebo miało już szarawy odcień, noc się zbliżała.
Szedłem chodnikiem w stronę miejscowego parku. Muszę powiedzieć, że tam było naprawdę spoko. Bardzo lubiłem zostawiać tam moje problemy. Mimo szczerego dziadostwa, którego czułem w sobie, wszedłem dosyć dziarskim i żwawym krokiem do parku. To miejsce zawsze trochę poprawiało mi humor. Niestety nie dziś. Kurwa, stało się. Kto tam był? Nikt inny, jak mój kochany braciszek! Oczyma wyobraźni, widziałem siebie strzelającego sobie w czoło z otwartej dłoni. Moce wewnętrzne kazały mi zawrócić i uciec do domu, ale stwierdziłem, że to głupie. Podszedłem do Toma, który siedział na ławce ze spuszczoną głową. Nie wiedziałem kompletnie, co teraz zrobić. Może jednak uciec? Nie... Już podszedłem. To byłoby bez sensu. Bill, pieprzony debilu, co ty odwalasz? Kurde, weź się do pionu i zachowuj się jak człowiek! Przewróciłem oczami i położyłem dłoń na plecach brata siadając koło niego.
- Hej, co tu robisz? - zagadnąłem.
- A ty? - Tom wybałuszył oczy widząc mnie, na co westchnąłem.
- Przyszedłem po ciebie.
- Po co?
- No bo ciemno, to po pierwsze, a po drugie trzeba będzie się przywitać z ciocią... - na ostatnie słowo skrzywiłem się lekko.
- Okej.
- Więc chodźmy. - podniosłem się z ławeczki, ale od razu poczułem ciągnięcie w dół za dłoń. Kiwnąłem głową na Toma nie wiedząc o co mu chodzi.
- Bill poczekaj, proszę...
- O co chodzi? - skierowałam twarz w jego stronę, ale nie siadałem już.
- Nie zauważyłeś, że ostatnio jest między nami dziwnie?
Wewnętrznym głosem głośno się roześmiałem. Czy nie zauważyłem?! Wolne sobie. Ja tu płaczę z powodu jakiś błahostek, rwę włosy z głowy, bo mam wrażenie, że zaczynam wariować, totalnie fiksuję, specjalnie się od niego od miesiąca izoluję, a on mnie pyta, czy czegoś nie zauważyłem?! Pffff!
- Bill, wszystko w porządku? - uniósł brwi zmartwiony i zmarszczył czoło.
Nie! Nie! Nie! Ja już tak dłużej nie pociągnę!
Zacisnąłem mocno oczy, z których ciurkiem zaczęły wypływać łzy, zostawiając na moich zaróżowionych policzkach czarne smugi od makijażu.
- Blii! Co się stało? Dlaczego płaczesz? Nie płacz, proszę cię!
Tom przyciągnął mnie do siebie i przycisnął mocno. W tej chwili czułem się jak skrzywdzone dziecko, któremu wyrządzono dużą krzywdę. Ufnie wtuliłem się w jego ramiona i szlochałem coraz głośniej. Tom zaczął kojąco gładzić moje włosy.
- Tommy... Tak wiele się zmieniło... Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym cofnąć ten cholerny czas.
- Spokojnie Billy... - szeptał mi do ucha.
Lekko zadrżałem. W parku było już bardzo ciemno, a ja tak strasznie chciałem być teraz gdzieś indziej. Powiedzieć mu prawdę, czy nie? TAK CZY NIE?!
- Billy, słuchasz mnie?
- Hmm...? - wciągnąłem jeszcze katar i otarłem łzy.
- Wytłumaczysz mi dlaczego się tak rozkleiłeś i o co tutaj chodzi?
- Tom, ja... - nie miałem pomysłu, jak to dobrze ubrać w słowa.
- Co takiego? - Tom zaczął się niecierpliwić. Chciał od razu znać całą prawdę.
Okej Bill. Koniec z tym cyrkiem i wzajemnym rujnowaniem sobie życia. Powiesz mu to tu i teraz, bez żadnych kłamstw i wykrętek. Najwyżej nie będziesz miał już brata...
- Tom, ja od dłuższego czasu nie mogę o tobie przestać myśleć...
- Hehe, Bill ty głupku. Przecież ja też o tobie myślę, co w tym dziwnego? Jesteśmy braćmi... - zaśmiał się.
- Nie Tom, nie w tym problem. Ja nie myślę o tobie w przyzwoity sposób jak brat z bratem.
Tom chwilkę się zastanowił, po czym gwałtownie odsunął mnie od siebie.
- Czekaj, czekaj, czekaj... Chcesz mi powiedzieć, że... Że ty o mnie fantazjujesz? -Tom mówił to przez łzy, ale coś mi nie pasowało.
- N-nie, to znaczy...
No i wszystko jasne. W tejże właśnie chwili Tom wybuchnął mi śmiechem prosto w twarz. Z zaskoczenia aż spadłem z ławki na żwir. I co go tak bawi? Przecież to moja trauma.
- Bill... Hahahaha... Oh Billy, Billy... Jeszcze nikt mnie tak nie rozbawił! - rechotał donośnie Tom, ocierając drobne łzy i trzymając się za brzuch. Wkurzyłem się! Przecież to moje uczucia!
Wstałem z ziemi i otrzepałem tyłek.
- Tom, to nie jest wcale zabawne! To mnie męczy od miesięcy!
- Bill, ty głupolu... Nie mów mi tylko, że z tego powodu ryczałeś po nocach i ciągle mnie zbywałeś?
No nie... Teraz to już w ogóle byłem zdezorientowany. Ktoś mi powie, o co tu chodzi?
- Bill, ja od początku wiedziałem. Widziałem jakim wzrokiem na mnie patrzysz, że nieświadomie się oblizujesz... Ale czy naprawdę aż tak cię to przytłoczyło, że odciąłeś się ode mnie zupełnie, i wylewałeś tyle łez? - zapytał już całkiem poważnie Tom. - Na początku myślałem, że po prostu musisz ode mnie odpocząć, ale zauważyłem, że miesiąc to zbyt długo, więc coś u nie gra...
- Tak, Tom. To zbyt bardzo mnie przytłacza. Ja już dalej tak nie mogę, to jest okropne, straszne... Przerasta mnie. Na dodatek ciągle mnie poniżasz, wykręcasz jakieś numery... Po co to? Wiesz, jak ja cierpię?
- Wiem Billy.. - westchnął. - Przepraszam cię, jesteś moim młodszym braciszkiem, najważniejszym...
Czułem się głupio... Wszystko jest już jasne, Tom o wszystkim wie... Nie znienawidził mnie? A może coś planuje? Czy zawsze już tak będzie?
- Tom, ale.. Czy to Cię wcale nie dziwi? Mówię ci takie rzeczy, z głębi serca. Coś co mnie gnębi, a ty to tak po prostu przyjmujesz na klatę? - szczerze mówiąc, byłem w totalnym szoku!
- Bill, jak już mówiłem, przejrzałem cię i to dawno. Na każdym koncercie, w każdej chwili, dosłownie ślinisz się na mój widok.
- Jezu, Tom... Tak strasznie mi głupio. - mimo tego, że było ciemno byłem przekonany, że zalałem się dorodnym rumieńcem.
Przysiadłem obok Toma na ławce.
- Nie ma sprawy Bill. Jesteśmy braćmi i możemy sobie mówić wszystko. Nie mam do ciebie urazu za to i cieszę się, że się w końcu otworzyłeś przede mną. Ja może i jestem czasem wredny i niemożliwy, ale chcę, żebyś wiedział jedno. Dla mnie zawsze będziesz najważniejszy.
- Mhm... - odburknąłem cicho podkulając nogi pod brodę.
Minuty mijały w ciszy, a ja uspakajałem mój szaleńczy puls po tych wyznaniach.
Na niebie pojawiły się już liczne gwiazdki, a w parku zapaliły się rzędy latarni.
- Tom?
- Hmm...?
- Czy... Czy przypominasz sobie ten pocałunek w Monachium? - jakoś mnie naszło.
- Tak, przypominam go sobie.
- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytałem po cichu, bardzo nieśmiało.
Tom myślał przez chwilę, po czym spojrzał wprost w moje tęczówki. Przeszywał mnie wzrokiem bardzo dokładnie, a mnie coś załaskotało w środku. Wyglądał tak ładnie...
- Przede wszystkim chciałem odgryźć się Georgowi... - zakręciło mi się w głowie. - A po drugie to wiedziałem, że to może sprawić ci jakąś przyjemność.
Co? Czy on się upił? A może coś wciągał? To już naprawdę wyglądało bardzo podejrzanie. Najpierw mówi mi, że rzekomo wszystko wiedział, a teraz, że pocałunkiem chciał sprawić mi przyjemność? POCAŁUNKIEM?! MI?! Nie! Po prostu coś mi tu śmierdzi! To nie jest normalne zachowanie Toma, on nigdy się tak nie zachowywał. Nigdy!
- Ale Tom, to co mówisz raczej mija się z prawdą. Ty nigdy się tak nie zachowujesz!
- Ahh Bill... Widocznie mnie nie znasz... - ostatnie słowo wyszeptał tuż przy mojej szyi. - Mam dużo swoich małych wykroczeń i spraw o których raczej nikt nie wie... -lekko ją polizał, a ja myślałem, że umrę. Czy on właśnie... POLIZAŁ MOJĄ SZYJĘ?!
- Tom, co ty... - wydukałem, dławiąc się moim własnym przerażeniem.
- Ciii... Billy, mój mały Billy... Nikt nie musi się o niczym dowiadywać... To będzie nasz mały świat, nasza słodka tajemnica...
Brat chwycił mnie za szyję i przysunął swoje wargi do moich. Najpierw lizał je lekko a potem zaczął krótko, lecz namiętnie całować. Jego ręka przesunęła się kusząco po moim udzie opiętym ciasnymi rurkami.
Zaczęło mi się kręcić w głowie! Czemu on to robi?
- Oh Bill... Nawet nie wiesz, jaki seksowny jesteś w tych gatkach... - wymruczał między pocałunkami.
Złapał mnie za pośladki i lekko uniósł, sadzając na swoich kolanach. Serce waliło mi jak oszalałe. Było mi tak cholernie dobrze... Otarł się swoim kroczem o moje. W moich spodniach już dawno było bardzo ciasno. Zbyt ciasno. Mój penis był strasznie pobudzony, a mnie zamroczyło chwilą. Tom zaczął całować i robić malinki na mojej szyi, co podniecało mnie jeszcze bardziej. Z moich ust wydobywały się co chwila pomruki przyjemności.
- T-Tomm... Ahh! - Jęknąłem, gdy zaczął całować moje obojczyki, a jego ręka zacisnęła się na moim pobudzonym kroczu.

***

Rehabilituję się i wstawiam kolejne ''coś''. Jestem niezadowolona, ale cóż zrobić, mam nadzieję, że ktoś przeczyta i się spodoba, chociaż wątpię. Ostatnio naprawdę korci mnie, żeby usunąć bloga .___. Na razie nic nie zrobię, bo jednak mam jakiś czytelników, jednak jestem bliska tej decyzji... :< Bardzo dziękuję Wam, że to czytacie, każdemu z osobna dedykuję ten kawałeczek, chociaż wg. mnie jest zupełnie do kitu, klapa i porażka... Dziękuję Wam! Naprawdę wiele dla mnie znaczycie!

czwartek, 6 grudnia 2012

Monachium - przeszłość. / Nowe życie na starych zasadach. 04/??

Witam Was wszystkich bardzo ciepło, mimo zimy za oknem!
Dzisiaj szósty grudnia i z okazji Mikołajków chciałabym Wam życzyć wszystkiego jak najcudowniejszego i żeby Bill z ekipą wbił do was pod choinkę ;-). W każdym razie do choinki jeszcze trochę czasu.
Tak, wiem. Dziś krótka pogadanka na początek.
Dodam dziś wyjątkowo rozdział, mimo mojego wielkiego zabiegania i braku czasu. Mamy dziś szóstego dwunastego i z tej okazji nie chcę być okrutna :-). Obdarowuję Was tym jakże skromnym prezencikiem i dodam baardzooo króciutki odcinek, ale obiecuję, że od 20.12 odcinki będą 100 razy dłuższe ;-). Zapraszam ;-)!

***

Przyszedł w końcu i upragniony poranek. Słońce delikatnie, pod niewielkim kontem wpadało do pokoju. Czarnowłosy chłopak leżał głęboko zagrzebany w śnieżno białej, hotelowej pościeli. Jego włosy idealnie z nią kontrastowały, zwłaszcza, że sama jego skóra była lekko bladawa.
Jego kruche ciało nieznacznie zadrżało pod wpływem muskania chłodnego, porannego wiatru, który przedostawał się do pokoju przez niedomknięte okno.

*

Wielkie wyspy, łąki i daleka otchłań. Miliony przebytych kilometrów, które wciąż pokonuje. Mimo, iż ciągle się przemieszcza, z żalem za każdym razem zostawia, a raczej gubi kawałek siebie. Mimo, iż stać go na wszystko - on niczego nie chce, bo wie, że już tam nie wróci. Nigdy więcej. Pozostaną mu jedynie wspomnienia i ucisk tęsknoty, gdzieś tam w środku.
Kraje, miasta, okolice, zwyczaje, przypadkowi ludzie, szczęście dostrzeżone w zwykłym chodniku, zwykłej pustej hali. Zbyt szybko przywiązywał się do tego, ale dzięki temu czuł spełnienie.
Tak wyglądało właśnie jego życie. Życie, które sam sobie wykreował, pod kopułą samego siebie. Nie docierał do niego rzeczywisty świat. Napawaniem się chwilą i czekaniem na przyszłość tą bliższą i tą dalszą, właśnie się żywił. Czekał na każde jutro, nawet to najgorsze. Życie w ciągłym opuszczaniu i czekaniu. To właśnie on.

*

Leniwie otworzył oczy i uśmiechnął się kwaśno. Dziś głowa niemiłosiernie mu pulsowała. Głowa do góry Bill, dziś też będzie zjebany dzień!
Słyszał już po raz kolejny w swojej głowie. Powtarzał te słowa każdego dnia, jak motto. Coś go ciągle trafiało. Przemęczenie. Tak, to musiało być to.
Po jakimś czasie podniósł się z łóżka i podszedł do okna. Wpatrywał się przez chwilę w otchłań śpiącego jeszcze Monachium, za cienką szybką. Dlaczego nie spał? Spojrzał po raz ostatni na zieleń i bloki, i powoli spuścił swój wzrok na biały parapet. Zaczął nagle żałować całej swojej głupoty i dziecinnego zachowania. Przecież jest pełnoletni, z pozoru wesoły, lecz w środku trochę poważny. Ale dlaczego wciąż dziecinny?
Właśnie jego umysł przetworzył wszystkie bodźce z dnia wczorajszego.
Najpierw przed koncertem, potem przejawy w trakcie a potem w tym pieprzonym hotelowym salonie. To go dobijało. W taki sposób tracił kontrolowanie nad swoim ładem i porządkiem w głowie, nad jego lekkością i stabilnością. Mimo tych wszystkich sprzeczności, miał jeden powód do dumy. Nie oddał pocałunku. To dawało mu chorą satysfakcję. Chorą, bo przeczącą jego uczuciom. Gdy wszystko sobie przemyślał, lekko odetchnął i opierając się dłońmi o jasny parapet wychylił się trochę bardziej niż powinien. Jego nos zgniatała szyba, a kilka centymetrów niżej zaparowała od jego ciepłych wydechów.
Tak Bill, zastanów się nad tym co robisz. To tylko twój brat. Tylko brat... To na pewno minie! Na pewno w swoim życiu wiele osób myślało o rodzeństwie w bardzo erotyczny sposób. To w stu procentach normalne!
- Ja pierdolę! - jęknął zły, jak osa. - Kurwa, jak to brzmi! - wściekły odkleił się od szyby.
Mimo jego obsesji i uczuć, które towarzyszyły mu od pewnego czasu względem brata, postanowił być twardy i wszystko co z tym związane chciał puścić w niepamięć.
Był bardzo zdziwiony tym, jak szybko przestał myśleć o owym pocałunku i innego typu bliskościach względem Toma. Przecież to wszystko miało miejsce zaledwie niecałe 24 godziny temu, a on nie odczuwał już nawet drgawek na myśl o tym, co zaszło. Wytworzył w swoim umyśle pewnego rodzaju barierę ograniczenia, co do Toma. Postanowił, że będzie go unikał. Nie chciał być znowu w opresji psychicznej, skoro kilka sekund temu udało mu się z niej wyjść. Jakby odcinając wszystkie bodźce.
Od dziś będę stanowczy! Pomyślałem chwilę ostatni raz, i oddalając się od szyby, nogi same pokierowały mnie do łazienki.

* Miesiąc później *

Siedziałem skulony w fotelu i wylewałem miliony łez.
Ograniczałem się jak tylko mogłem, przez okres całego miesiąca, do jedynie niezadowalającego burknięcia ''Cześć'' rano, i zamienienia kilku podstawowych zdań o pogodzie z moim bratem. Czy on niczego nie widział? Mimo tego, że miałem w zamiarach, aby tak było, to i tak nie mogłem tego znieść. Chciałem, żeby znów było tak, jak dawniej! Powstrzymywałem się od tego, pomimo faktu, iż fantazje z grubsza ustąpiły, a ja potrafiłem się ogarnąć w jego obecności. Nie wiem, czy cokolwiek zauważył. Czasem miałem jeszcze jakieś fantazje o dredziarzu, ale od razu przywracałem się do porządku. To stawało się już mniejszością moich natręctw. Można ogółem uznać, że powoli wychodziłem na prostą.

*

Z Monachium wyjechaliśmy jeszcze tego samego wieczora, kiedy jakoś z grubsza poukładałem w głowie mój plan oziębłości. Od razu przyjechaliśmy do Magdeburga, do domu rodziców, a Geo i Gus do swoich domów. Muszę przyznać, że od tych trzech tygodni, kiedy siedzimy w domu, wiele się zmieniło. Myślę, że wpływ na to ma również odizolowanie się od reszty zespołu, co było mi zawsze na rękę. Jesteśmy wszyscy przyjaciółmi, ale Tom z Georgiem a czasem nawet z Gustavem wpadają na najgłupsze na świecie sposoby poniżania mnie. To nie jest wcale fajne, tak samo jak ich te cholerne zakłady, pies im mordy lizał!
Przez te tygodnie, jak już wspominałem, bardzo ochłodziły się moje stosunki z Tomem, aż do czasu, kiedy w parku wydarzyło się coś dziwnego.

*

- Chłopcy! Bill! Tom! - zawołała nas matka z kuchni.
Podniosłem się ciężko z łóżka w moim pokoju i powędrowałem do salonu. Tom już tam był.
- Chłopcy, jest już wieczór i właśnie przedzwoniła do mnie ciocia z Austrii, że przy okazji przenocuje u nas.
- A co nam do tego? - wtrąciłem, na prawdę nie obchodziła mnie jakaś stara pudernica, nosząca miano ''Naszej cioci z Austrii''.
- A to chociażby, że nie mamy zbyt wielu łóżek w domu i będziecie musieli spać razem u któregoś z was w pokoju.
Po tych słowach mój mały świat ponownie się zawalił, a plan ''izolacji'' legł w gruzach.