czwartek, 20 grudnia 2012

Frohe Weihnachten und ein gutes neues Jahr!

Kochani, bardzo chciałam Wam podziękować za wszystkie ''chwile spędzone razem''.
Czyli wszystkie komentarze, to, że czytaliście to i jakoś znosiliście moje idiotyzmy zamieszczane na tym blogu xD. Notki na razie nie będą się pojawiać, ale mam nadzieję, że od nowego roku coś tam mi się uda zamieścić.
Z tej racji, że zbliża się Wigilia i nowy 2013 rok, chciałabym Wam życzyć jak najwięcej szczęścia, mnóstwo komentarzy na Waszych blogach, Tokio Hotelowych świąt, mniej obowiązków, więcej przyjemności ;) .
Chciałabym Wam również powiedzieć, że jeżeli ten rok był udany to żeby i następny również taki był. Natomiast jeśli nie poszło Wam, tak jak do końca chcieliście, to głowa do góry! Wierzę, że wszystko Wam się uda. Potrzeba tylko planu i chęci. Ociupinka marzeń wystarczy, a przepis na dobrobyt będzie udany ;)
Spędzajcie święta przy rodzinnym gronie, zapomnijcie choć na chwilkę o problemach i stresie, obchodźcie hucznie sylwestra tak, żeby był niezapomniany. Cóż więcej mogę dodać. Do zobaczenia w nowym roku i WESOŁYCH ŚWIĄT! ;)

(Hahahaha, nie mogę z tego obrazka X'D)




Frohe Weihnachten und ein gutes neues Jahr !

niedziela, 16 grudnia 2012

Achtung! 04

Wiem, wiem, że dosyć często walę ''Achtungami'' ale cóż.. ^^
ZAWIESZAM BLOGA nie wiem na jaki okres. W między czasie zajmę się innym opowiadaniem - nie Twincestem. Tak mi ostatnio pomysł wpadł i nie mogę się powstrzymać, żeby nie spróbować :D
Tak więc, dziękuję baaaaaardzoooo wszystkim którzy to do tej pory czytali i zostawili po sobie ślad w postaci komentarza. Przepraszam za wszystkie błędy >.< (Te ortograficzne też xD) Trzymajcie się ! :3 

Achtung! 03

Baaardzo wszystkich przepraszam !!!
Sama nie pojmuję jak mogłam się wcześniej nie zorientować. Przypadkowo dodałam wersję pierwszą i na brudno 'Skrajnych Emocji 06' . Jeszcze raz bardzo przepraszam za tą wpadkę. Jutro wstawię właściwą treść odcinka, bo jest zupełnie inna i pozmieniana.

środa, 12 grudnia 2012

Nowe życie na starych zasadach. 05/??

Myślałem, że to wszystko jakieś cholerne kpiny. Przelotem spojrzałem głęboko w oczy Toma i szybko pobiegłem swojego pokoju. Od razu rzuciłem się na wielki fotel i zacząłem zastanawiać się, co zrobić, jak powiedzieć i kiedy wykonać. W wielkim skrócie, znów dotknęła mnie wielka sprzeczność myśli. Z jednej strony, byłem załamany, bo chciałem odsunąć się jak najdalej od bliźniaka. Z drugiej strony, byłem skazany na ponowny kontakt i nieuniknioną rozmowę z nim. Trochę mnie to cieszyło, bo przecież płakałem między innymi z tego powodu, że mi go brakuje. Ale jak to wszystko pogodzić? Mimo wszystko, przecież ostatecznie wybrałem opcję trzymania się mojego planu! Dlaczego? Dlaczego to wciąż mnie spotyka? Jak ja nienawidziłem takich momentów jak ten. Bo przecież niby nic takiego się nie stało, a moja dusza naprawdę nad tym bardzo ubolewała. To nawet trudno było ubrać w jakiekolwiek słowa.
Zakryłem twarz dłońmi. Czasem naprawdę chciałem stąd uciec, gdzieś daleko. Niby byłem pełnoletni i wszystko było mi wolno, ale sam nie umiałem się przed sobą przyznać, że nie potrafię! Nawet gdyby spotykało mnie tu największe gówno świata, chociaż i tak w dużej mierze byłem nim ciągle obrzucany, to po prostu nie miałbym tyle odwagi i siły na takie posunięcie.
Siedziałem tak w fotelu, cicho szlochając z bezsilności od półgodziny. Rozmyślałam praktycznie o wszystkim i o niczym. Bardziej przychyliłem się do tego miesiąca który minął tak szybko jak mrugnięcie oka. Dni strasznie szybko przepływały, przez dosłowne nic nierobienie. Szczerze mówiąc nie potrafiłbym dobrze odpowiedzieć na pytanie, co robiłem przez ten okres czasu. Po prostu nic.
Wstałem powoli z fotela i postanowiłem się trochę przygotować do nocy z Tomem. Przygotować psychicznie, oczywiście... Jakkolwiek to brzmiało, nieważne. I tak byłem już skończony.
Przez parę następnych godzin krzątałem się po pokoju. A to poukładałem trochę książek na biurku, a to poskładałem ciuchy w szafie. Robiłem dosłownie wszystko, żeby tylko nie myśleć o wieczorze. Wyjrzałem przez okno. Od dłuższego czasu czułem przytłaczającą pustkę w sobie i ogromny bałagan w głowie. Pustkę, lecz jednak ciążącą i sprawiającą mi spory kłopot, z udźwignięciem jej. To nie tylko przez te głupie zdarzenia z ostatnich kilku miesięcy. Uważam, że życie bardzo mnie przytłoczyło. Snuło swoją własną, płynną, monotonną i pozornie spokojną rzekę melodii, topiąc mnie w tym wszystkim. Żyłem z dnia na dzień i do większości rzeczy nie przywiązywałem już takiej wagi jak kiedyś. Kiedyś wszystko było moim światem, teraz świat jest mną. Wysysa ze mnie soki życia, energię... Wysysa mnie. To dość przykre, ale walczę z tym, codziennie budząc się z nadzieją na to, że moje oczy znów będą przepełnione pragnieniem marzeń i znów wyjdę na balkon płacząc, że spotkało mnie takie szczęście jak życie. Teraz tego nie było. Ten dzień chyba nigdy nie nadejdzie.
Wynurzając się z moich przemyśleń, wyjrzałem za okno i postanowiłem się trochę dotlenić, bo pogoda była ładna. Wiatr lekko obracał liście na drzewach, a niebo było już ciemne... Zresztą, dość pieprzenia. Idę tam.

***

Niebo miało już szarawy odcień, noc się zbliżała.
Szedłem chodnikiem w stronę miejscowego parku. Muszę powiedzieć, że tam było naprawdę spoko. Bardzo lubiłem zostawiać tam moje problemy. Mimo szczerego dziadostwa, którego czułem w sobie, wszedłem dosyć dziarskim i żwawym krokiem do parku. To miejsce zawsze trochę poprawiało mi humor. Niestety nie dziś. Kurwa, stało się. Kto tam był? Nikt inny, jak mój kochany braciszek! Oczyma wyobraźni, widziałem siebie strzelającego sobie w czoło z otwartej dłoni. Moce wewnętrzne kazały mi zawrócić i uciec do domu, ale stwierdziłem, że to głupie. Podszedłem do Toma, który siedział na ławce ze spuszczoną głową. Nie wiedziałem kompletnie, co teraz zrobić. Może jednak uciec? Nie... Już podszedłem. To byłoby bez sensu. Bill, pieprzony debilu, co ty odwalasz? Kurde, weź się do pionu i zachowuj się jak człowiek! Przewróciłem oczami i położyłem dłoń na plecach brata siadając koło niego.
- Hej, co tu robisz? - zagadnąłem.
- A ty? - Tom wybałuszył oczy widząc mnie, na co westchnąłem.
- Przyszedłem po ciebie.
- Po co?
- No bo ciemno, to po pierwsze, a po drugie trzeba będzie się przywitać z ciocią... - na ostatnie słowo skrzywiłem się lekko.
- Okej.
- Więc chodźmy. - podniosłem się z ławeczki, ale od razu poczułem ciągnięcie w dół za dłoń. Kiwnąłem głową na Toma nie wiedząc o co mu chodzi.
- Bill poczekaj, proszę...
- O co chodzi? - skierowałam twarz w jego stronę, ale nie siadałem już.
- Nie zauważyłeś, że ostatnio jest między nami dziwnie?
Wewnętrznym głosem głośno się roześmiałem. Czy nie zauważyłem?! Wolne sobie. Ja tu płaczę z powodu jakiś błahostek, rwę włosy z głowy, bo mam wrażenie, że zaczynam wariować, totalnie fiksuję, specjalnie się od niego od miesiąca izoluję, a on mnie pyta, czy czegoś nie zauważyłem?! Pffff!
- Bill, wszystko w porządku? - uniósł brwi zmartwiony i zmarszczył czoło.
Nie! Nie! Nie! Ja już tak dłużej nie pociągnę!
Zacisnąłem mocno oczy, z których ciurkiem zaczęły wypływać łzy, zostawiając na moich zaróżowionych policzkach czarne smugi od makijażu.
- Blii! Co się stało? Dlaczego płaczesz? Nie płacz, proszę cię!
Tom przyciągnął mnie do siebie i przycisnął mocno. W tej chwili czułem się jak skrzywdzone dziecko, któremu wyrządzono dużą krzywdę. Ufnie wtuliłem się w jego ramiona i szlochałem coraz głośniej. Tom zaczął kojąco gładzić moje włosy.
- Tommy... Tak wiele się zmieniło... Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym cofnąć ten cholerny czas.
- Spokojnie Billy... - szeptał mi do ucha.
Lekko zadrżałem. W parku było już bardzo ciemno, a ja tak strasznie chciałem być teraz gdzieś indziej. Powiedzieć mu prawdę, czy nie? TAK CZY NIE?!
- Billy, słuchasz mnie?
- Hmm...? - wciągnąłem jeszcze katar i otarłem łzy.
- Wytłumaczysz mi dlaczego się tak rozkleiłeś i o co tutaj chodzi?
- Tom, ja... - nie miałem pomysłu, jak to dobrze ubrać w słowa.
- Co takiego? - Tom zaczął się niecierpliwić. Chciał od razu znać całą prawdę.
Okej Bill. Koniec z tym cyrkiem i wzajemnym rujnowaniem sobie życia. Powiesz mu to tu i teraz, bez żadnych kłamstw i wykrętek. Najwyżej nie będziesz miał już brata...
- Tom, ja od dłuższego czasu nie mogę o tobie przestać myśleć...
- Hehe, Bill ty głupku. Przecież ja też o tobie myślę, co w tym dziwnego? Jesteśmy braćmi... - zaśmiał się.
- Nie Tom, nie w tym problem. Ja nie myślę o tobie w przyzwoity sposób jak brat z bratem.
Tom chwilkę się zastanowił, po czym gwałtownie odsunął mnie od siebie.
- Czekaj, czekaj, czekaj... Chcesz mi powiedzieć, że... Że ty o mnie fantazjujesz? -Tom mówił to przez łzy, ale coś mi nie pasowało.
- N-nie, to znaczy...
No i wszystko jasne. W tejże właśnie chwili Tom wybuchnął mi śmiechem prosto w twarz. Z zaskoczenia aż spadłem z ławki na żwir. I co go tak bawi? Przecież to moja trauma.
- Bill... Hahahaha... Oh Billy, Billy... Jeszcze nikt mnie tak nie rozbawił! - rechotał donośnie Tom, ocierając drobne łzy i trzymając się za brzuch. Wkurzyłem się! Przecież to moje uczucia!
Wstałem z ziemi i otrzepałem tyłek.
- Tom, to nie jest wcale zabawne! To mnie męczy od miesięcy!
- Bill, ty głupolu... Nie mów mi tylko, że z tego powodu ryczałeś po nocach i ciągle mnie zbywałeś?
No nie... Teraz to już w ogóle byłem zdezorientowany. Ktoś mi powie, o co tu chodzi?
- Bill, ja od początku wiedziałem. Widziałem jakim wzrokiem na mnie patrzysz, że nieświadomie się oblizujesz... Ale czy naprawdę aż tak cię to przytłoczyło, że odciąłeś się ode mnie zupełnie, i wylewałeś tyle łez? - zapytał już całkiem poważnie Tom. - Na początku myślałem, że po prostu musisz ode mnie odpocząć, ale zauważyłem, że miesiąc to zbyt długo, więc coś u nie gra...
- Tak, Tom. To zbyt bardzo mnie przytłacza. Ja już dalej tak nie mogę, to jest okropne, straszne... Przerasta mnie. Na dodatek ciągle mnie poniżasz, wykręcasz jakieś numery... Po co to? Wiesz, jak ja cierpię?
- Wiem Billy.. - westchnął. - Przepraszam cię, jesteś moim młodszym braciszkiem, najważniejszym...
Czułem się głupio... Wszystko jest już jasne, Tom o wszystkim wie... Nie znienawidził mnie? A może coś planuje? Czy zawsze już tak będzie?
- Tom, ale.. Czy to Cię wcale nie dziwi? Mówię ci takie rzeczy, z głębi serca. Coś co mnie gnębi, a ty to tak po prostu przyjmujesz na klatę? - szczerze mówiąc, byłem w totalnym szoku!
- Bill, jak już mówiłem, przejrzałem cię i to dawno. Na każdym koncercie, w każdej chwili, dosłownie ślinisz się na mój widok.
- Jezu, Tom... Tak strasznie mi głupio. - mimo tego, że było ciemno byłem przekonany, że zalałem się dorodnym rumieńcem.
Przysiadłem obok Toma na ławce.
- Nie ma sprawy Bill. Jesteśmy braćmi i możemy sobie mówić wszystko. Nie mam do ciebie urazu za to i cieszę się, że się w końcu otworzyłeś przede mną. Ja może i jestem czasem wredny i niemożliwy, ale chcę, żebyś wiedział jedno. Dla mnie zawsze będziesz najważniejszy.
- Mhm... - odburknąłem cicho podkulając nogi pod brodę.
Minuty mijały w ciszy, a ja uspakajałem mój szaleńczy puls po tych wyznaniach.
Na niebie pojawiły się już liczne gwiazdki, a w parku zapaliły się rzędy latarni.
- Tom?
- Hmm...?
- Czy... Czy przypominasz sobie ten pocałunek w Monachium? - jakoś mnie naszło.
- Tak, przypominam go sobie.
- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytałem po cichu, bardzo nieśmiało.
Tom myślał przez chwilę, po czym spojrzał wprost w moje tęczówki. Przeszywał mnie wzrokiem bardzo dokładnie, a mnie coś załaskotało w środku. Wyglądał tak ładnie...
- Przede wszystkim chciałem odgryźć się Georgowi... - zakręciło mi się w głowie. - A po drugie to wiedziałem, że to może sprawić ci jakąś przyjemność.
Co? Czy on się upił? A może coś wciągał? To już naprawdę wyglądało bardzo podejrzanie. Najpierw mówi mi, że rzekomo wszystko wiedział, a teraz, że pocałunkiem chciał sprawić mi przyjemność? POCAŁUNKIEM?! MI?! Nie! Po prostu coś mi tu śmierdzi! To nie jest normalne zachowanie Toma, on nigdy się tak nie zachowywał. Nigdy!
- Ale Tom, to co mówisz raczej mija się z prawdą. Ty nigdy się tak nie zachowujesz!
- Ahh Bill... Widocznie mnie nie znasz... - ostatnie słowo wyszeptał tuż przy mojej szyi. - Mam dużo swoich małych wykroczeń i spraw o których raczej nikt nie wie... -lekko ją polizał, a ja myślałem, że umrę. Czy on właśnie... POLIZAŁ MOJĄ SZYJĘ?!
- Tom, co ty... - wydukałem, dławiąc się moim własnym przerażeniem.
- Ciii... Billy, mój mały Billy... Nikt nie musi się o niczym dowiadywać... To będzie nasz mały świat, nasza słodka tajemnica...
Brat chwycił mnie za szyję i przysunął swoje wargi do moich. Najpierw lizał je lekko a potem zaczął krótko, lecz namiętnie całować. Jego ręka przesunęła się kusząco po moim udzie opiętym ciasnymi rurkami.
Zaczęło mi się kręcić w głowie! Czemu on to robi?
- Oh Bill... Nawet nie wiesz, jaki seksowny jesteś w tych gatkach... - wymruczał między pocałunkami.
Złapał mnie za pośladki i lekko uniósł, sadzając na swoich kolanach. Serce waliło mi jak oszalałe. Było mi tak cholernie dobrze... Otarł się swoim kroczem o moje. W moich spodniach już dawno było bardzo ciasno. Zbyt ciasno. Mój penis był strasznie pobudzony, a mnie zamroczyło chwilą. Tom zaczął całować i robić malinki na mojej szyi, co podniecało mnie jeszcze bardziej. Z moich ust wydobywały się co chwila pomruki przyjemności.
- T-Tomm... Ahh! - Jęknąłem, gdy zaczął całować moje obojczyki, a jego ręka zacisnęła się na moim pobudzonym kroczu.

***

Rehabilituję się i wstawiam kolejne ''coś''. Jestem niezadowolona, ale cóż zrobić, mam nadzieję, że ktoś przeczyta i się spodoba, chociaż wątpię. Ostatnio naprawdę korci mnie, żeby usunąć bloga .___. Na razie nic nie zrobię, bo jednak mam jakiś czytelników, jednak jestem bliska tej decyzji... :< Bardzo dziękuję Wam, że to czytacie, każdemu z osobna dedykuję ten kawałeczek, chociaż wg. mnie jest zupełnie do kitu, klapa i porażka... Dziękuję Wam! Naprawdę wiele dla mnie znaczycie!

czwartek, 6 grudnia 2012

Monachium - przeszłość. / Nowe życie na starych zasadach. 04/??

Witam Was wszystkich bardzo ciepło, mimo zimy za oknem!
Dzisiaj szósty grudnia i z okazji Mikołajków chciałabym Wam życzyć wszystkiego jak najcudowniejszego i żeby Bill z ekipą wbił do was pod choinkę ;-). W każdym razie do choinki jeszcze trochę czasu.
Tak, wiem. Dziś krótka pogadanka na początek.
Dodam dziś wyjątkowo rozdział, mimo mojego wielkiego zabiegania i braku czasu. Mamy dziś szóstego dwunastego i z tej okazji nie chcę być okrutna :-). Obdarowuję Was tym jakże skromnym prezencikiem i dodam baardzooo króciutki odcinek, ale obiecuję, że od 20.12 odcinki będą 100 razy dłuższe ;-). Zapraszam ;-)!

***

Przyszedł w końcu i upragniony poranek. Słońce delikatnie, pod niewielkim kontem wpadało do pokoju. Czarnowłosy chłopak leżał głęboko zagrzebany w śnieżno białej, hotelowej pościeli. Jego włosy idealnie z nią kontrastowały, zwłaszcza, że sama jego skóra była lekko bladawa.
Jego kruche ciało nieznacznie zadrżało pod wpływem muskania chłodnego, porannego wiatru, który przedostawał się do pokoju przez niedomknięte okno.

*

Wielkie wyspy, łąki i daleka otchłań. Miliony przebytych kilometrów, które wciąż pokonuje. Mimo, iż ciągle się przemieszcza, z żalem za każdym razem zostawia, a raczej gubi kawałek siebie. Mimo, iż stać go na wszystko - on niczego nie chce, bo wie, że już tam nie wróci. Nigdy więcej. Pozostaną mu jedynie wspomnienia i ucisk tęsknoty, gdzieś tam w środku.
Kraje, miasta, okolice, zwyczaje, przypadkowi ludzie, szczęście dostrzeżone w zwykłym chodniku, zwykłej pustej hali. Zbyt szybko przywiązywał się do tego, ale dzięki temu czuł spełnienie.
Tak wyglądało właśnie jego życie. Życie, które sam sobie wykreował, pod kopułą samego siebie. Nie docierał do niego rzeczywisty świat. Napawaniem się chwilą i czekaniem na przyszłość tą bliższą i tą dalszą, właśnie się żywił. Czekał na każde jutro, nawet to najgorsze. Życie w ciągłym opuszczaniu i czekaniu. To właśnie on.

*

Leniwie otworzył oczy i uśmiechnął się kwaśno. Dziś głowa niemiłosiernie mu pulsowała. Głowa do góry Bill, dziś też będzie zjebany dzień!
Słyszał już po raz kolejny w swojej głowie. Powtarzał te słowa każdego dnia, jak motto. Coś go ciągle trafiało. Przemęczenie. Tak, to musiało być to.
Po jakimś czasie podniósł się z łóżka i podszedł do okna. Wpatrywał się przez chwilę w otchłań śpiącego jeszcze Monachium, za cienką szybką. Dlaczego nie spał? Spojrzał po raz ostatni na zieleń i bloki, i powoli spuścił swój wzrok na biały parapet. Zaczął nagle żałować całej swojej głupoty i dziecinnego zachowania. Przecież jest pełnoletni, z pozoru wesoły, lecz w środku trochę poważny. Ale dlaczego wciąż dziecinny?
Właśnie jego umysł przetworzył wszystkie bodźce z dnia wczorajszego.
Najpierw przed koncertem, potem przejawy w trakcie a potem w tym pieprzonym hotelowym salonie. To go dobijało. W taki sposób tracił kontrolowanie nad swoim ładem i porządkiem w głowie, nad jego lekkością i stabilnością. Mimo tych wszystkich sprzeczności, miał jeden powód do dumy. Nie oddał pocałunku. To dawało mu chorą satysfakcję. Chorą, bo przeczącą jego uczuciom. Gdy wszystko sobie przemyślał, lekko odetchnął i opierając się dłońmi o jasny parapet wychylił się trochę bardziej niż powinien. Jego nos zgniatała szyba, a kilka centymetrów niżej zaparowała od jego ciepłych wydechów.
Tak Bill, zastanów się nad tym co robisz. To tylko twój brat. Tylko brat... To na pewno minie! Na pewno w swoim życiu wiele osób myślało o rodzeństwie w bardzo erotyczny sposób. To w stu procentach normalne!
- Ja pierdolę! - jęknął zły, jak osa. - Kurwa, jak to brzmi! - wściekły odkleił się od szyby.
Mimo jego obsesji i uczuć, które towarzyszyły mu od pewnego czasu względem brata, postanowił być twardy i wszystko co z tym związane chciał puścić w niepamięć.
Był bardzo zdziwiony tym, jak szybko przestał myśleć o owym pocałunku i innego typu bliskościach względem Toma. Przecież to wszystko miało miejsce zaledwie niecałe 24 godziny temu, a on nie odczuwał już nawet drgawek na myśl o tym, co zaszło. Wytworzył w swoim umyśle pewnego rodzaju barierę ograniczenia, co do Toma. Postanowił, że będzie go unikał. Nie chciał być znowu w opresji psychicznej, skoro kilka sekund temu udało mu się z niej wyjść. Jakby odcinając wszystkie bodźce.
Od dziś będę stanowczy! Pomyślałem chwilę ostatni raz, i oddalając się od szyby, nogi same pokierowały mnie do łazienki.

* Miesiąc później *

Siedziałem skulony w fotelu i wylewałem miliony łez.
Ograniczałem się jak tylko mogłem, przez okres całego miesiąca, do jedynie niezadowalającego burknięcia ''Cześć'' rano, i zamienienia kilku podstawowych zdań o pogodzie z moim bratem. Czy on niczego nie widział? Mimo tego, że miałem w zamiarach, aby tak było, to i tak nie mogłem tego znieść. Chciałem, żeby znów było tak, jak dawniej! Powstrzymywałem się od tego, pomimo faktu, iż fantazje z grubsza ustąpiły, a ja potrafiłem się ogarnąć w jego obecności. Nie wiem, czy cokolwiek zauważył. Czasem miałem jeszcze jakieś fantazje o dredziarzu, ale od razu przywracałem się do porządku. To stawało się już mniejszością moich natręctw. Można ogółem uznać, że powoli wychodziłem na prostą.

*

Z Monachium wyjechaliśmy jeszcze tego samego wieczora, kiedy jakoś z grubsza poukładałem w głowie mój plan oziębłości. Od razu przyjechaliśmy do Magdeburga, do domu rodziców, a Geo i Gus do swoich domów. Muszę przyznać, że od tych trzech tygodni, kiedy siedzimy w domu, wiele się zmieniło. Myślę, że wpływ na to ma również odizolowanie się od reszty zespołu, co było mi zawsze na rękę. Jesteśmy wszyscy przyjaciółmi, ale Tom z Georgiem a czasem nawet z Gustavem wpadają na najgłupsze na świecie sposoby poniżania mnie. To nie jest wcale fajne, tak samo jak ich te cholerne zakłady, pies im mordy lizał!
Przez te tygodnie, jak już wspominałem, bardzo ochłodziły się moje stosunki z Tomem, aż do czasu, kiedy w parku wydarzyło się coś dziwnego.

*

- Chłopcy! Bill! Tom! - zawołała nas matka z kuchni.
Podniosłem się ciężko z łóżka w moim pokoju i powędrowałem do salonu. Tom już tam był.
- Chłopcy, jest już wieczór i właśnie przedzwoniła do mnie ciocia z Austrii, że przy okazji przenocuje u nas.
- A co nam do tego? - wtrąciłem, na prawdę nie obchodziła mnie jakaś stara pudernica, nosząca miano ''Naszej cioci z Austrii''.
- A to chociażby, że nie mamy zbyt wielu łóżek w domu i będziecie musieli spać razem u któregoś z was w pokoju.
Po tych słowach mój mały świat ponownie się zawalił, a plan ''izolacji'' legł w gruzach.

sobota, 17 listopada 2012

Achtung! 02

Jako iż już wszystko jest wiadome, mam smutną wiadomość. Bloga nie opuszczam, jak na razie, ale mam dużo kłopotów w szkole. Muszę ćwiczyć do egzaminu który jest już za miesiąc! :-(. Nie do pomyślenia, jak czas szybko przeleciał mi między palcami. Zawsze miesiąc przed egzaminem gitarowym, wszystko szlifowałam, a na razie jestem na poziomie zero, bo nic nie potrafię.
Oficjalnie następna notka pojawi się 20.12.2012 r. Musicie przeczekać wytrwale, ale to już niebawem, więc możecie się cieszyć. (Ja osobiście wolałabym, aby czas płynął wolniej, bo na razie siedzę jak na szpilkach :<)
Trzymajcie za mnie kciuki, oby stres nie zżarł mnie na egzaminie... :-(
Pozdrawiam, trzymajcie się!

LoL xD ---> KLIK

wtorek, 13 listopada 2012

Monachium - przeszłość. 03 i 1/2 /??

Wziąłem głęboki oddech i postanowiłem. Co będzie to będzie, chociaż wiem co mnie czeka.
W głowie lekko mi szumiało, ale nie na tyle, żebym tracił kontakt z rzeczywistością. Szedłem przed siebie lekko spanikowany. Co chwila rozważałem szybki odwrót i możliwość wyskoczenia przez okno na końcu korytarza.
Szurałem ciężko nogami po poszarzałej wykładzinie holu. Mam nadzieję, że jakoś się od tego wybronię.
W końcu nadeszła ta chwila. Wkroczyłem zniesmaczony do pokoju i jęknąłem z żalem, kiedy zobaczyłem jak Tom z kpiącym uśmieszkiem dynda sobie przed nosem kluczem od mojego pokoju.
- Dajcie spokój... Dajcie mi ten głupi klucz i zapomnijmy o sprawie... - próby jakiejkolwiek negocjacji zostały natychmiastowo odtrącone.
- Bill, to ty daj spokój! Musicie to zrobić i koniec! Ja Tomowi dziś nie odpuszczę! - wyszczerzył się Geo. Spojrzałem błagalnie na Gustava. On, chociaż taki cichy, zawsze mi pomaga. Przekląłem go w myślach, kiedy zobojętniały szybko odwrócił wzrok. A idź, się pieprz! Taki z ciebie przyjaciel!
- Nienawidzę was! - syknąłem, ostro wkurzony. - Co to za szopka!? Dawaj ten jebany klucz i idę stąd! - teraz to już wrzeszczałem. Nie mogłem się opanować. Najbardziej głupio mi było z powodu tej całej akcji sprzed kilku minut, kiedy to gapili się na mnie i mam nadzieję, że się niczego nie domyślili. To było strasznie głupie i nie na miejscu. Naprawdę jakby z boku na to patrzeć, to jesteśmy bardzo dziecinni...
Byłem taki wkurwiony! Myślałem, że pozabijam ich wszystkich na miejscu! Zacząłem się mocno szarpać i chaotycznie wymachiwać rękoma. Wręcz rzuciłem się na Tom, chcąc wyrwać mu mój klucz od pokoju. Zacząłem szarpać go za dredy i bić po twarzy. Nie zwróciłem nawet uwagi, kiedy znaleźliśmy się na podłodze. W tej chwili nie byłem tego po prostu świadom. Głównym celem było zabicie Toma! Dosłownie! Szarpałem go za ubrania, co chwila wyklinając jego imię pod nosem. Byłem okropnie wściekły! Gdy moje ręce zacisnęły się na jego szyi, on natychmiastowo złapał mnie za nie, i przyciągnął do siebie za szlufkę od spodni. Byłem zdezorientowany, nie miałem pojęcia co się działo. Z myśli wyrwał mnie mocny uścisk na biodrze. Całe zdarzenie trwało sekundę.Tom przywarł do mnie jeszcze mocniej ciałem i spojrzał mi głęboko w oczy. Natychmiastowo się uspokoiłem i myślałem, że sfiksuję! Czułem ciepło bijące od niego, silny zapach i teraz jakże wyraźny, gorący, miętowy oddech, który odbijał się na mojej twarzy. Przeszyły mnie dreszcze i poczułem przyjemne mrowienie w podbrzuszu. Czas stanął w miejscu, a całe nerwy dawno gdzieś się ulotniły. Tom delikatnie wsunął mi dłoń pod włosy i przysunął jeszcze bliżej siebie za kark. Odleciałem w kosmos. Jego gorące wargi powoli przysuwały się do moich. Ta chwila trwała wieczność, czułem jakby ze sto lat upłynęło zanim poczułem delikatne wargi, które przywarły najpierw lekko do moich. Tylko się zetknęły, a ja już myślałem, że odpłynę. Jego usta napierały coraz bardziej, a ja nadal byłem w zbyt wielkim szoku, żeby do końca zrozumieć co się dzieje. Tom lekko musnął moje usta, wykonując jednocześnie jeden z pierwszych ruchów. Robił to z takim wyczuciem... Nadal trwałem w zbyt wielkim szoku. Po chwili Tom jakby ożywił się bardziej, bo powoli i niepewnie wsunął język między moje wargi. Czułem ciepło i wilgoć, nasze śliny zmieszały się. Końcówką języka trącił mój kolczyk. Myślałem, że oszaleję! Cały czas miałem mocno zaciśnięte powieki i nic nie robiłem, czując tylko smak ust bliźniaka. Puls przyspieszył mi jeszcze bardziej i w tym właśnie momencie ocknąłem się z tego całego amoku. Odepchnąłem Toma jak najdalej siebie, wyrwałem klucz z jego dłoni i wybiegłem z pokoju jak najszybciej było to tylko możliwe. Wciąż nie mogłem uwierzyć w to co się stało. To wszystko wydawało się takie nierealne. W jakimś stopniu podświadomości byłem z siebie dumny, że nie oddałem tego pocałunku. W dużej mierze było to spowodowane wielkim szokiem. Gdy dobiegłem już do pokoju, od razu rzuciłem się na łóżko. Czułem jak oczy zaczynają mi lekko nasiąkać łzami. Chciało mi się w tamtej chwili po prostu wy! Dlaczego to wszystko mnie musi spotykać? Takie poniżenie? Takie upokorzenie? Taka niższość? Te cholerne problemy i niesprawiedliwość?!

***

Kiedy trochę ochłonąłem po całym zdarzeniu, w końcu położyłem się spać. Oczywiście nie dane mi było w spokoju odpocząć, bo zaraz w mojej głowie zaczęły się powtarzać obrazy całującego mnie Toma.
Jego silny zapach, przywierające do mnie ciało, przyjemny ciężar i ciepło, oraz język w ustach...
Nie! Bill! Opanuj się!
Wtuliłem mocno głowę w poduszkę i postanowiłem, że jeżeli jeszcze raz pomyślę o tym co zaszło to wyskoczę z dachu...

***

Mam świadomość, że pewnie nie jest to to, czego oczekiwaliście. Mnie osobiście odcinek się nie podoba, i zastanawiam się czy z moim brakiem talentu brnąć w to opowiadanie dalej. Dziękuję wszystkim Wam za miłe komentarze, bardzo mnie cieszą :-)! W szczególności chciałabym podziękować: Alien Traumer i Illusionowi. Bardzo Wam dziękuję! Pozdrawiam!

poniedziałek, 12 listopada 2012

Monachium - przeszłość. 03/??

To tylko zwyczajne słowa, a jak wiele emocji we mnie wzburzyły. Dziwaczne ciepło rozlało się po moim wnętrzu i niepohamowane dreszcze przeszyły moje ciało.
O kurwa, kurwa, kurwa, kurwa! Kaulitz! Uspokój się, do cholery! Co ci odbiło?
Zamknąłem szybko powieki i starałem uspokoić się zszargane nerwy. 10...9...8...7...6...5...4...3...2...1...0...
Okej, oddychaj Kaulitz. Wdech i wyydeech. Wdech i wyydeech. O tak, już lepiej.
Nie rozumiałem sam siebie. W tamtym momencie czułem, jakbym kupował trumnę sam sobie. Na kredyt w dodatku. Moja nieumiejętność opanowania się przez takie drobnostki powodowała, że sam się wkopywałem w coraz to głębsze bagno.
Otworzyłem oczy i od razu tego pożałowałem. Georg, Gustav i Tom - wszyscy koło siebie, gapili się na mnie wytrzeszczając gały jak jeden mąż. Myślałem, że spalę się ze wstydu! Z boku musiało to wyglądać komicznie, ale mi wcale nie było wesoło. Było mi cholernie wstyd. Czułem, że policzki pieką mnie z lekka, pewnie nabrały już rumianego koloru.
- Eee... Bill, wszystko z tobą ok? - zapytał niepewnie Tom, nadal jakby taki zesztywniały.
- Tak, tak, tak! - wydukałem najszybciej jak potrafiłem i wstałem od tych debili. Szybko opuściłem mały pokoik i na odchodne rzuciłem jeszcze w progu:
- Idę do siebie, dobranoc! - nawet nie spojrzałem na nich. Od razu wyparowałem na korytarz.
Idąc w ciemności biłem się ze swoimi myślami. Ale wtopa... - pomyślałem, czując jeszcze zażenowanie.
- Ale Bill! Czekaj!- usłyszałem oddalając się. Postanowiłem olać to i szedłem dalej, ale oni nie dawali najwidoczniej za wygraną, bo po chwili znów usłyszałem Geo:
- Tom musi dokończyć swoje zadanie!
Dostałem takiego wytrzeszczu, że dziwnym faktem było, iż oczy nie wypłynęły mi jeszcze. Obróciłem się tylko i zobaczyłem, jak Geo macha mi na drugim końcu korytarza w zapraszającym geście. Nie zwróciłem uwagi kiedy biegłem w zastraszającym tempie, w przeciwnym kierunku od źródła moich zmartwień.
Korytarz ciągnął się i ciągnął. Miałem wrażenie, że te egipskie ciemności wciągają mnie wgłąb siebie z każdym nowym krokiem. Biegłem tak szybko, że zaczęło brakować mi tchu. Dzięki ci Boże! W końcu znalazłem się przed drzwiami mojego pokoju. W końcu...
Będę mógł wziąć długi prysznic i położyć się szybko spać, aby zapomnieć o tej kompromitującej sytuacji. Wyrównałem oddech i wszystko byłoby cacy, gdyby nie jeden mały fakt.
Zacząłem gorączkowo przeszukiwać kieszenie. W kurtce, na udach, na pośladkach. Nie ma! Kurwa, nie! To, że byłem trochę podchmielony i było ciemno jak w dupie, wcale nie ułatwiało mi zadania. Gdzie ten klucz?!
- Wcięło go, czy jak?! - warknąłem sam do siebie, bardziej przerażony niż zdenerwowany. Powrót do wariatkowa wcale nie był szczytem moich marzeń, a pod drzwiami spać nie mam zamiaru.
Ostrożnie skierowałem głowę w lewą stronę. Mała ilość światła wylewająca się z pokoju padała na niewielki skrawek korytarzowych ciemności. Tak. To oznaczało tylko jedno. Georg stał nadal na drugim końcu korytarza i przyglądał się w oddali moim poczynaniom. Gdy stałem tak zrezygnowany on ponownie ponaglił mnie gestem ręki, abym wrócił.
- Chodź Bill. Szkoda czasu, a przecież Tom czeka! - krzyknął.
Ja pierdolę. To już zaczyna mnie denerwować, czy oni poważnie są aż tak mało inteligentni, żeby te wszystkie ''wygłupy'' brać aż tak na poważnie? Litości. Mam nadzieję, że Tom tylko żartował mówiąc tamto. Jeżeli nie - jednego jestem pewien. Trauma do końca życia. Mimo tego, że w jakiś sposób pragnę brata inaczej, to nie chcę do tego dopuścić. Zbyt bardzo boję się, że nie będę umiał się opanować i zajdzie to zbyt daleko. Hallo! To przecież mój brat! Mój pieprzony bliźniak, którego musiałem tak, a nie inaczej pokochać. Zawsze chciałem spróbować jego ust. Jego silnego ciała, nagiej skóry... Opanuj się człowieku! Strzeliłem sobie mentalnego face palma i... Witaj rzeczywistości! Dolna warga niebezpiecznie mi zadrżała. Musiałem wrócić tam po klucz a byłem pewien, że nie wyjdę stamtąd żywy. Cóż, co będzie to będzie, ale bardziej usranej sytuacji wymyślić sobie nie mogłem.
Co mnie czeka?

***

Krótki, ale nie mogłam się powstrzymać :-) Wiem, że słabo... No niestety na nic lepszego mnie nie stać, bo jak wspominałam - dopiero zaczynam. Mam jeszcze jedno pytanko, jeżeli w ogóle ktoś ma ochotę w to dalej brnąć. Czy wolicie, żeby notki były rzadziej, ale dłuższe, czy częściej, a krótsze?

piątek, 9 listopada 2012

Monachium - przeszłość. 02/??

Szedłem bardzo ciemnym korytarzem, mijając co chwilę białe drzwi od jakiś mniejszych pomniejszeń i schowków. Za kilka sekund muszę być na scenie. Zamknąłem na chwilkę oczy i poczułem, jak od stóp aż po koniuszki moich stojących włosów, przeszedł dreszcz wymieszany z podnieceniem stresem i czymś tam jeszcze.
Właśnie stanąłem przed statywem montując mikrofon, fanki wrzeszczały już od dobrych kilku godzin. Kiedy było wszystko gotowe, dałem krótki znak chłopakom i puściłem im oczko. Po chwili wyszczerzyłem się szeroko i krzyknąłem:
- Hej Monachium! Jak leci?!
Tłum, miliony osób zawyły jeszcze mocniej, chociaż i tak wydawało się to już bardziej nierealne. W takich chwilach, mimo przejściowych zachwiań i dołujących sytuacji w tej branży, na prawdę czuję, że to co robię jest tym co dobitnie spełnia mnie wewnętrznie.
- Chyba was nie słyszę? Powtórzę jeszcze raz: Monachium, jak leci?!
Fanki mdlały już pod sceną, chłopaki dali mi ostateczny sygnał i po chwili na gigantycznej arenie rozniosły się pierwsze dźwięki ''Thema nr.1''. Już odpłynąłem na dobre, liczyła się tylko ta chwila. To, tu i teraz.
''Sie ist Thema numer eins, zwei, drei, vier, funf und sechs!...''
Byłem w innym świecie, czułem, że emocje zaraz mnie rozszarpią, eksploduję! Wszystko we mnie buzowało! Podbiegłem w podskokach do jednego końca sceny i zacząłem wywijać biodrami, lekko wypinając się i kołysząc nimi nadal. Było mi już gorąco. W jednej sekundzie znalazłem się przy głośniku na drugim końcu sceny, wszystko wykonywałam w zbyt zawrotnym tempie, żeby samemu połapać się co wyczyniam. Po dłuższej chwili stałem już przy Tomie, patrząc mu wyzywająco w oczy. Nie wiem która z sił szatana wstąpiła we mnie w tamtej chwili, ale nie mogłem się powstrzymać. Przejechałem mu dłonią po barku i zjechałem lekko na brzuch, było mi już na prawdę bardzo gorąco, ale szybko zabrałem rękę i przetransportowałem się na sam przód sceny. Podciągnąłem lekko koszulkę, unosząc sugestywnie jedną brew i pogłaskałem się zmysłowo po tatuażu gwiazdki. Wydawało mi się, że publiczność darła się jeszcze głośniej w tamtym momencie. To będzie długa noc.

***

Było grubo po godzinie 23.00. Gustav, Georg i Tom oczywiście, wszyscy w całym pakiecie siedzieliśmy w małym saloniku wyjętego hotelu. Było trochę alkoholu, papierosów i jakiegoś innego ziółka. Mimo gigantycznego zmęczenia, wszyscy czuli się tak lekko i błogo. Byliśmy zadowoleni. Koncert zdecydowanie nam się udał.
- No chłopaki, co powiecie na grę? - zaproponował Georg.
- Grę? - natychmiastowo odpowiedział Tom.
- Właśnie. Jaką grę? - dopowiedziałem.
- A no, mam takiego pomysła. Mianowicie, zagrajmy tak po męsku w wyzwania. No, pytania też mogą być. - uśmiechnął się, tak jakoś głupawo. Jakby brakowało mu inteligencji.
Rysy Toma lekko stężały, Gustava chyba zamuliło, a ja czekałem aż ktoś odpowie coś sensownego, bo sam nie miałem siły.
- Emmm... To takie trochę staroświeckie. - powiedział sennie Gustav.
- Tak, po męsku? - Tom jakby ożywił się na poprzednie słowa Georga, zupełnie ignorując wypowiedź Gusa.
Georg uśmiechnął się, wziął ze stołu do połowy pełną butelkę jakiegoś trunku i wylał jej zawartość do wielkiej donicy z młodym bambusem, stojącej koło kanapy. Po pokoju rozeszły się tylko ciche i nieprzyjemne pomruki typu: ''Debil'', ''Kretyn'', ''Tępak, jak ten bambus'', ''Cipa, sam bym wypił'' i tym podobne, ale nikt nie chciał zaczynać większych sporów, dlatego na tym tylko się skończyło. Wszyscy byli bardzo zmęczeni i wyczerpani długim koncertem, więc w ciszy obserwowali z niemałym zainteresowaniem poczynanie Georga.
Geo usiadł na dywanie i poklepał oba wolne miejsca obok siebie. Reszta zespołu ociężale podniosła się z kanapy, odkładając swoje papierosy do popielniczki. W końcu wszyscy znaleźli się na dywanie w ciasnym kółeczku.
Gdy siedziałem tak blisko Toma, nagle przypomniałem sobie mój ''problem''. Tom siedział niespokojnie i co chwila wiercił się pukając mnie w żebra łokciem i ocierając kolanem o biodro. Wyłączyłem się na chwilę. Zupełnie nie zwróciłem uwagi kiedy gra się rozpoczęła i dawno już było po ustaleniu zasad. Nic nie słyszałem, nic nie zrozumiałem i nic nie wiedziałem. Byłem teraz tylko Bóg wie gdzie - gdzieś w swoim świecie. Nagle ktoś zaczął szarpać mnie za ramię. To był Gustav.
- Bill, śpiąca królewno! - powiedział podirytowany. - Twoja kolej.
Ocknąłem się i szybko chwyciłem butelkę.
- Ale Bill, co ty robisz?
- Ale co? Bo to kolej moja jest ter... - nie dane mi było dokończyć.
- Ale po co w łapę bierzesz tą butelkę?
- No bo... - byłem trochę zdezorientowany, nie znałem poza tym zasad.
- Dobra, tracisz kolejkę...- rzucił Tom rozpychając się jeszcze bardziej i popatrzył na Georga.
- Dawaj to zadanie, czubie! - powiedział szybko bliźniak. Widocznie zdążył się już wkręcić do gry i chyba spodobała mu się.
- Czubie? Dobrze. Więc wychyl się przez okno i wydrzyj się na cały głos, że ty, Tom Kaulitz jesteś prawiczkiem i chcesz, żeby jutro opublikowali to w gazetach!
Tom odchylił się do tyłu i wybuchł śmiechem.
- Pojebało cię Georg! - ledwo wydukał nie powstrzymując śmiechu. - Przecież to oczywiste, że tego nie zrobię!
- Ha! Cieniasie! Miało być po MĘSKU. Jak wszystko to wszystko. Czyli poddajesz się? - powiedział Geo z bardzo chytrym uśmieszkiem.
Tom momentalnie podniósł się do siadu i spojrzał na niego hardo.
Zapanowała grobowa cisza a dredziarz bardzo długo wpatrywał się w Georga. Im dłużej to robił, tym kpiący uśmiech  przyjaciela powiększał się coraz bardziej. Z minuty na minutę atmosfera robiła się coraz gęstsza. Rozważałem nawet odejście od tych wariatów, pod pretekstem zmęczenia i bólu głowy, co było prawdą, ale nagle dobitny głos Toma rozdarł ciszę.
- Prędzej bym Billa pocałował. - wyszeptał zimnym tonem.
W tej chwili film mi się urwał. Świat zatrząsł, a ziemia rozstąpiła. Czy ja dobrze słyszałem?! Co?!

***

Dziś bardzo, ale to bardzo króciutko. Jestem padnięta. To był pracowity tydzień.
Jest mi niezmiernie miło z powodu takiej ilości pozytywnych komentarzy! Zaraz zajrzę również na wasze blogi i możecie czekać na rewanżyk :-).Pozdrawiam gorąco i jeszcze raz, BARDZO dziękuję za komentarze. Aż miło :-))!!

niedziela, 28 października 2012

Monachium - przeszłość. 01/??

Znacie uczucie żalu, kiedy czegoś nie zrobicie? To uczucie kiedy całe twoje wnętrze wrzeszczy, abyś czegoś spróbował a ty blokujesz się i mówisz tylko ''Nie''. Potem nadchodzi uczucie goryczy, żalu i pustki oraz specyficznej złości na samego siebie. Właśnie tak mniej więcej się czułem, gdy po jednym z naszych koncertów w Monachium, nie oddałem pewnego pocałunku... Nie myślałem o tym, ale moje wnętrze, właśnie w tak paskudny sposób się czuło.

*** 26 października 2008 rok - Monachium.

Delikatny wietrzyk i wielka plucha uniemożliwiały wielu ludziom dojścia i dojazdu do miejsca, w którym tego wieczora miały spełnić się marzenia wielu fanów. Podmokły i brudny śnieg przemakał przez różnego rodzaju buty. Od trampek aż po zimowe - ocieplane, ale to nie jest najważniejsze. Tej nocy ludzie przychodzą tylko dla nich.
Tysiące osób zbiera się pod gigantyczną halą. Zdesperowane tłumy napierają mocno na wielki otwór wejściowy. Wszyscy czują tą adrenalinę połączoną z ekstazą, wszędzie słychać donośne krzyki i radosne wrzaski.

''NIGHT OF TOKIO HOTEL - ZIMMER 483 EUROPEAN TOUR.''

W całym mieście i okolicach już miesiąc przed tym wydarzeniem wszędzie można było dostrzec plakaty, bilbordy, a nawet ulotki.
W takich chwilach jak ta nie można być w innym miejscu. To po prostu wykluczone. Serca tych ludzi, tych fanów biją tylko dla tej chwili. Jeżeli świat miałby się teraz skończyć, na pewno by tego nie zauważyli.
Większość z nich czuje się teraz spełniona i na miejscu. Czują, że to właśnie ten czas, ta chwila, data i miejsce dobrze trafiły.
Na hali było dziesięć tysięcy osób. Było ciemno, wszyscy krzyczeli, a jedyne niewielkie światło pochodziło z kolorowych reflektorów, rzucających małe cienie na scenę.

***

- O kurwa... - szepnąłem zaciskając pieści i robiąc duże oczy. W moim głosie można było usłyszeć nutkę podniecenia.
Tom, Georg i Gustav spojrzeli na mnie.
- Co jest kochanie? - zaśmiał się Georg.
- Stresik? - dopowiedział Gustav, podciągając brwi do góry i lekko się uśmiechając.
- Rany, chłopaki! Nie podnieca was świadomość, że tylu ludzi, całe miasto, a nawet i więcej jest tu tylko dla nas?! Wszyscy nas pragną... - powiedziałem rozmarzony i z błogą miną uniosłem wzrok ku górze.
- Prędzej pragną twojego chudego tyłka opakowanego w najbardziej obcisłe spodnie świata... Boże dopływa ci w ogóle krew do nóg? - mruknął Tom, rozkładając się bardziej na białej sofie. O co mu chodzi?
- Co ci? - zapytałem głupio.
Tom spojrzał na mnie w łagodny sposób, i przejechał językiem po swoim kolczyku w wardze.
- Gustava w cale nie widać, Georg stoi jak ciota w jednym miejscu i udaje, że gra, ja pobiegam trochę po scenie gdzieś w tle, za tobą, a to ty wymachujesz tym tyłkiem na prawo i lewo i przy okazji robisz jakieś dziwne wyuzdane pozy... Z resztą przejmujesz całe show, jesteś wokalistą...
- Tom odwaliło ci? Co cię ugryzło... Chcesz, żebyśmy wszyscy wyszli pokłóceni na scenę? - byłem trochę zdenerwowany jego... zarzutami? Nie. Zarzuty to złe określenie, Tom się tylko wypowiedział, ale i tak bardzo mnie to zdenerwowało. Nie lubię jak ktoś się czepia mojego wyglądu a tym bardziej zachowania scenicznego... Tam jestem po prostu sobą, ponoszą mnie emocje. To wszystko.
- A nie jest tak?
- Ale jak, do cholery?! - byłem już zły, nie chcę się z nim droczyć przed koncertem.
- Spójrz na swoje uda, możesz chodzić w ogóle? Nie drętwiejesz? Przecież to jest takie obcisłe! - śmiał się cicho pod nosem.
- Nieprawda! Mam tam dużo luzu! - Skłamałem, ale poniosły mnie już emocje. Naprawdę nie lubiłem droczenia się, ale zauważyłem, że Toma to chyba bawi! Ach.. Do diabła z tym idiotą. To takie dziwne, że lubię obcisłe rzeczy? Rany...
W jednej chwili Tom podniósł się z sofy i w mgnieniu oka znalazł się tuż za mną.
Wszystko działo się za szybko, nie mogłem w żaden sposób zareagować.
- Naprawdę? - szepnął mi wprost do ucha, przylegając torsem do moich pleców. Jego ręka szybko przejechała po moich plecach w dół, przeszedł mnie dreszcz.
- Zaraz sprawdzimy. - ledwo usłyszałem, ale mógłbym przysiąc, że głupio się szczerzy.
- Wal się, Tom... - właśnie miałem odwrócić się do niego przodem i uderzyć go, ale w niewiadomy mi sposób unieruchomił mnie i poczułem jak zacisnął palce na moim pośladku, przez materiał skórzanych, bardzo obcisłych spodni.
Wytrzeszczyłem oczy i szybko mu się wyrwałem.
- Tom, do reszty ci odjebało?! Co to było?! - aż we mnie wrzało, jakim prawem, on mnie tak ośmiesza
Georg i Gustav przyglądając się całemu zdarzeniu, zaczęli się głośno śmiać.
- Chciałem tylko coś sprawdzić, pacanie, i nie myliłem się! Przez te kurewsko ciasne spodnie, czuć materiał twoich gatek!
- Jesteście debilami, wszyscy! - to, że G&G tylko gapili się i jeszcze bezczelnie śmiali, tylko doprowadzało mnie jeszcze bardziej do szału.
Najgorsze jednak było to, że od pewnego czasu miałem bardzo brudne myśli, dotyczące właśnie Toma.
Nie jestem typem panikarza, bo przecież każdy w swoim życiu na pewno nie raz ''brudno'' pomyślał o swoim rodzeństwie, czy tam rodzicach... Ale moje myśli zaprzątają mi umysł już równiutkie dwa tygodnie. Zaczynałem mieć obawy i rozważałem pójście do psychiatryka. Myśli to jedno, a co z przyspieszonym pulsem, oddechem i ciarami na całym ciele gdy tylko jest gdzieś w pobliżu? Jesteś pierdolony Kaulitz... Idź się lecz, tak będzie najlepiej dla nas wszystkich! Próbuję skutecznie, jak tylko się da, unikać bliskości i niezręcznych sytuacji z bratem. Bo co będzie, jeżeli pewnego dnia, podczas zwykłego braterskiego uścisku, po prostu mi stanie?! Nie.... Doprawdy żenujące... Tom, łapy przy sobie!
- Hallo, Bill! - Georg wydarł mi się do ucha.
- Czego, kretynie! - krzyknąłem równe głośno, łapiąc się za ucho.
- Mam za ciebie śpiewać? Idziemy na scenę, i już nie obrażaj się. To tylko żarty były! - fajnie, fajnie. Tylko szkoda, że mi wcale nie jest do śmiechu z takimi problemami!

***

Krótko.
Tak więc, najpierw się wytłumaczę. Dwa poprzednie posty, nie oznaczają nic. To była tylko taka mała próba dla mnie, żeby zobaczyć na co mnie stać. Właściwe opowiadanie zaczyna się teraz.
Dopiero zaczynam pisać i będzie to moje pierwsze opowiadanie, dlatego bardzo przepraszam, za wszelakie błędy stylistyczne, logiczne bądź ortograficzne. Nie mam po prostu jeszcze wprawy.
Zapraszam do komentowania, krytykę przyjmuję sobie do serca, dziękuję za uwagę i pozdrawiam! ;-)

piątek, 19 października 2012

Nowe Jutro.

Siedziałem skulony w puchatym fotelu, a dłonie grzałem o kubek z gorącą herbatą. Było może parę minut po szesnastej, lecz nie przywiązywałem do tego wagi.
Myślałem nad przeróżnymi czynnościami, jakimi mógłbym się posłużyć do wyjaśnienia pewnej, dosyć niewygodnej kwestii. Niebo za oknem było lekko rozmyte przez białe, postrzępione płachty mlecznych chmurek, słońce delikatnie aczkolwiek intensywnie zabarwiało ulicę na złoto. Leciutko pożółkłe liście zajmowały się swoim przydrożnym tańcem, a ja, głupi siedziałem i myślałem.
- No nie... - mruknąłem cichutko pod nosem.
- Koniec Bill... Jak tak można? - w tym momencie pochyliłem się lekko do przodu i wstałem z siedziska. Phhi! Co ty sobie myślałeś. Taki głupi jesteś? Zbaraniałeś? A może ci już kompletnie na mózg siadło. Uśmiechnąłem się delikatnie na swoje własne słowa i odstawiłem naczynie do kuchennego zlewu.
- Dobra chłopie, weź się w garść. Trzeba zacząć żyć. Od nowa.
W tej chwili nie przejmując się niczym wciągałem skórzane kozaczki i jeansową kurtkę. Trzasnąłem drzwiami i nerwowo zamknąłem mieszkanie na klucz. Machnąłem głową, tak jakby... W popłochu? Na prawo i na lewo. Odetchnąłem ciężkawo i nogi same mnie poniosły nad tutejszy staw.

***

Siedziałem na zielonej ławce i obserwowałem spokojną taflę lustrzanej wody.
Bill... Nie uciekniesz od swoich... problemów? Szczerze mówiąc nie wiedziałem jak mam nazwać feralne zdarzenie ubiegłego roku. Każda czynność, rzecz i słowo mówiło mi tylko jedno. ''Tom''. Ale dlaczego? Tak na prawdę doskonale znałem odpowiedź, ale nie miałem odwagi o tym nawet pomyśleć, ciągle się wzbraniałem. Gdy tylko wspomnienia wracały, łzy same ciekły mi po policzkach, wmawiałem sobie tylko, że to nic takiego a każde jutro będzie lepsze. No właśnie, czy będzie lepsze? Zwłaszcza, że jutro sprawca mojego zrujnowania psychicznego pojawi się w moim progu? Po głowie wciąż chodzi mi tylko jedno pytanie. Czy jutro będzie lepsze?

Zwykły początek.

Nawet nie macie pojęcia, jak długo trwał okres, kiedy było po prostu okej. A mianowicie... Każdego dnia żyłem po prostu zwykłą codziennością i cieszyłem się z mniej lub bardziej pozytywnych rzeczy, czy wydarzeń. Natomiast od pewnego czasu bardzo zaczęła ubolewać moja stłamszona już przez różne okoliczności psychika.
Jestem Bill Kaulitz i mówię Wam... Nikt z Was, tak jak i każda żyjąca istota nie chciałaby znaleźć się w mojej skórze. Każdego dnia kiedy patrzę na coś lub kogoś, po prostu mam ochotę zapaść się pod ziemię i nigdy nie wydobywać się spod jej gruzu. Moja głowa potwornie szwankuje. Dlaczego? Każda rzecz, każdy przedmiot i każda osoba kojarzy mi się tylko z jednym... Tom.