czwartek, 6 grudnia 2012

Monachium - przeszłość. / Nowe życie na starych zasadach. 04/??

Witam Was wszystkich bardzo ciepło, mimo zimy za oknem!
Dzisiaj szósty grudnia i z okazji Mikołajków chciałabym Wam życzyć wszystkiego jak najcudowniejszego i żeby Bill z ekipą wbił do was pod choinkę ;-). W każdym razie do choinki jeszcze trochę czasu.
Tak, wiem. Dziś krótka pogadanka na początek.
Dodam dziś wyjątkowo rozdział, mimo mojego wielkiego zabiegania i braku czasu. Mamy dziś szóstego dwunastego i z tej okazji nie chcę być okrutna :-). Obdarowuję Was tym jakże skromnym prezencikiem i dodam baardzooo króciutki odcinek, ale obiecuję, że od 20.12 odcinki będą 100 razy dłuższe ;-). Zapraszam ;-)!

***

Przyszedł w końcu i upragniony poranek. Słońce delikatnie, pod niewielkim kontem wpadało do pokoju. Czarnowłosy chłopak leżał głęboko zagrzebany w śnieżno białej, hotelowej pościeli. Jego włosy idealnie z nią kontrastowały, zwłaszcza, że sama jego skóra była lekko bladawa.
Jego kruche ciało nieznacznie zadrżało pod wpływem muskania chłodnego, porannego wiatru, który przedostawał się do pokoju przez niedomknięte okno.

*

Wielkie wyspy, łąki i daleka otchłań. Miliony przebytych kilometrów, które wciąż pokonuje. Mimo, iż ciągle się przemieszcza, z żalem za każdym razem zostawia, a raczej gubi kawałek siebie. Mimo, iż stać go na wszystko - on niczego nie chce, bo wie, że już tam nie wróci. Nigdy więcej. Pozostaną mu jedynie wspomnienia i ucisk tęsknoty, gdzieś tam w środku.
Kraje, miasta, okolice, zwyczaje, przypadkowi ludzie, szczęście dostrzeżone w zwykłym chodniku, zwykłej pustej hali. Zbyt szybko przywiązywał się do tego, ale dzięki temu czuł spełnienie.
Tak wyglądało właśnie jego życie. Życie, które sam sobie wykreował, pod kopułą samego siebie. Nie docierał do niego rzeczywisty świat. Napawaniem się chwilą i czekaniem na przyszłość tą bliższą i tą dalszą, właśnie się żywił. Czekał na każde jutro, nawet to najgorsze. Życie w ciągłym opuszczaniu i czekaniu. To właśnie on.

*

Leniwie otworzył oczy i uśmiechnął się kwaśno. Dziś głowa niemiłosiernie mu pulsowała. Głowa do góry Bill, dziś też będzie zjebany dzień!
Słyszał już po raz kolejny w swojej głowie. Powtarzał te słowa każdego dnia, jak motto. Coś go ciągle trafiało. Przemęczenie. Tak, to musiało być to.
Po jakimś czasie podniósł się z łóżka i podszedł do okna. Wpatrywał się przez chwilę w otchłań śpiącego jeszcze Monachium, za cienką szybką. Dlaczego nie spał? Spojrzał po raz ostatni na zieleń i bloki, i powoli spuścił swój wzrok na biały parapet. Zaczął nagle żałować całej swojej głupoty i dziecinnego zachowania. Przecież jest pełnoletni, z pozoru wesoły, lecz w środku trochę poważny. Ale dlaczego wciąż dziecinny?
Właśnie jego umysł przetworzył wszystkie bodźce z dnia wczorajszego.
Najpierw przed koncertem, potem przejawy w trakcie a potem w tym pieprzonym hotelowym salonie. To go dobijało. W taki sposób tracił kontrolowanie nad swoim ładem i porządkiem w głowie, nad jego lekkością i stabilnością. Mimo tych wszystkich sprzeczności, miał jeden powód do dumy. Nie oddał pocałunku. To dawało mu chorą satysfakcję. Chorą, bo przeczącą jego uczuciom. Gdy wszystko sobie przemyślał, lekko odetchnął i opierając się dłońmi o jasny parapet wychylił się trochę bardziej niż powinien. Jego nos zgniatała szyba, a kilka centymetrów niżej zaparowała od jego ciepłych wydechów.
Tak Bill, zastanów się nad tym co robisz. To tylko twój brat. Tylko brat... To na pewno minie! Na pewno w swoim życiu wiele osób myślało o rodzeństwie w bardzo erotyczny sposób. To w stu procentach normalne!
- Ja pierdolę! - jęknął zły, jak osa. - Kurwa, jak to brzmi! - wściekły odkleił się od szyby.
Mimo jego obsesji i uczuć, które towarzyszyły mu od pewnego czasu względem brata, postanowił być twardy i wszystko co z tym związane chciał puścić w niepamięć.
Był bardzo zdziwiony tym, jak szybko przestał myśleć o owym pocałunku i innego typu bliskościach względem Toma. Przecież to wszystko miało miejsce zaledwie niecałe 24 godziny temu, a on nie odczuwał już nawet drgawek na myśl o tym, co zaszło. Wytworzył w swoim umyśle pewnego rodzaju barierę ograniczenia, co do Toma. Postanowił, że będzie go unikał. Nie chciał być znowu w opresji psychicznej, skoro kilka sekund temu udało mu się z niej wyjść. Jakby odcinając wszystkie bodźce.
Od dziś będę stanowczy! Pomyślałem chwilę ostatni raz, i oddalając się od szyby, nogi same pokierowały mnie do łazienki.

* Miesiąc później *

Siedziałem skulony w fotelu i wylewałem miliony łez.
Ograniczałem się jak tylko mogłem, przez okres całego miesiąca, do jedynie niezadowalającego burknięcia ''Cześć'' rano, i zamienienia kilku podstawowych zdań o pogodzie z moim bratem. Czy on niczego nie widział? Mimo tego, że miałem w zamiarach, aby tak było, to i tak nie mogłem tego znieść. Chciałem, żeby znów było tak, jak dawniej! Powstrzymywałem się od tego, pomimo faktu, iż fantazje z grubsza ustąpiły, a ja potrafiłem się ogarnąć w jego obecności. Nie wiem, czy cokolwiek zauważył. Czasem miałem jeszcze jakieś fantazje o dredziarzu, ale od razu przywracałem się do porządku. To stawało się już mniejszością moich natręctw. Można ogółem uznać, że powoli wychodziłem na prostą.

*

Z Monachium wyjechaliśmy jeszcze tego samego wieczora, kiedy jakoś z grubsza poukładałem w głowie mój plan oziębłości. Od razu przyjechaliśmy do Magdeburga, do domu rodziców, a Geo i Gus do swoich domów. Muszę przyznać, że od tych trzech tygodni, kiedy siedzimy w domu, wiele się zmieniło. Myślę, że wpływ na to ma również odizolowanie się od reszty zespołu, co było mi zawsze na rękę. Jesteśmy wszyscy przyjaciółmi, ale Tom z Georgiem a czasem nawet z Gustavem wpadają na najgłupsze na świecie sposoby poniżania mnie. To nie jest wcale fajne, tak samo jak ich te cholerne zakłady, pies im mordy lizał!
Przez te tygodnie, jak już wspominałem, bardzo ochłodziły się moje stosunki z Tomem, aż do czasu, kiedy w parku wydarzyło się coś dziwnego.

*

- Chłopcy! Bill! Tom! - zawołała nas matka z kuchni.
Podniosłem się ciężko z łóżka w moim pokoju i powędrowałem do salonu. Tom już tam był.
- Chłopcy, jest już wieczór i właśnie przedzwoniła do mnie ciocia z Austrii, że przy okazji przenocuje u nas.
- A co nam do tego? - wtrąciłem, na prawdę nie obchodziła mnie jakaś stara pudernica, nosząca miano ''Naszej cioci z Austrii''.
- A to chociażby, że nie mamy zbyt wielu łóżek w domu i będziecie musieli spać razem u któregoś z was w pokoju.
Po tych słowach mój mały świat ponownie się zawalił, a plan ''izolacji'' legł w gruzach.

3 komentarze:

  1. świetna ta notka ! :D współczuję Billowi tego uczucia. tego, że patrzy codziennie na obiekt swoich westchnień i nic nie może z tym zrobić, ale domyslam się, że przyjeżdżająca ciotka wprowadzi w ich realcje mały zamęt :D w końcu spanie w jednym łóżku :D mrauuu

    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bosko!
    Ojj...Biedny Billy. Nie dość, że tak się musi męczyć to jeszcze jego matka każe im spać w jednym łóżku. No nie fajnie.
    Może w końcu dojdzie do czegoś więcej pomiędzy bliźniakami? Mrrr...
    Nie mogę się już doczekać!
    Pisz szybko i weny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. No, zapowiada się ciekawie. Szkoda mi Billa, cierpi. Na dodatek będzie musiał spać z Tomem. Będzie tak blisko niego a jednocześnie będzie dla niego nieosiągalny. Jestem ciekawa jak wykorzystasz fakt wizyty ciotki i reszty rodzinki. Dodaj szybko nowy odcinek. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń